Czy dekomunizacja wymiaru sprawiedliwoćci i organów ścigania była potrzebna?
W Polsce bezpośrednio po 1989r. zachłyśnięte wolnością i uwiedzione zdobytą władzą raczkujące głodne elity i odurzone społeczeństwo, nie miały głowy na refleksję nad fundamentalnym zreformowaniem i przeorganizowaniem wymiaru sprawiedliwości. Sama władza sędziowska z godnym podziwu refleksem zadbała o swoje interesy natychmiast. Już podczas obrad okrągłego stołu powstała Krajowa Rada Sądownictwa, a „wolni“ Polacy naiwnie uznali, iż oddziedziczony po PRL-u wymiar sprawiedliwości bedzie wypełniał swoje zadania w diametralnie innej politycznie rzeczywistości. Nie tylko sędziowie, ale wszystkie środowiska prawnicze w nowej rzeczywistości walczyły zażarcie z wszelkimi próbami refotm, czyszczenia, czy potępienia niechlubnego dziedzictwa minionej epoki. I tak ciągłość z dziedzictwem „komuny“, której nigdy nie przerwano jest naszym przekleństwem. To ta ciągłość jest główną przyczyną tragicznego dzisiaj stanu moralnego i mentalnego wszystkich środowisk prawniczych i postępującego bezprawia.
Nikomu nie przyszło nawet do głowy, iż od sędziów PRL winniśmy odebrać przysięgę na wierność nowemu państwu polskiemu – Rzeczypospolitej Polskiej. Nawet na taki symboliczny gest zerwania haniebnej ciągłości z PRL-em nie stać nas było! Adam Strzembosz twierdził, że środowisko prawnicze samo się oczyści. To też nie wyszło, a tragiczne skutki tej decyzji widoczne są dzisiaj jak na dłoni – brak nowoczesnego demokratycznego państwa i brak państwa prawa.
Tę ciągłość reprezentuje setki „autorytetów” prawnych i tysiące prawników, wychowanków Igora Andrejewa, Kazimierza Buchały, Jerzego Bafii, Adama Łopatki i setek podobnych. To ci wychowankowie decydują dzisiaj o kształcie terażniejszości i przyszłości Polski. To oni wymierzają sprawiedliwość, tworzą prawo i decydują o kondycji i „zadaniach” prokuratury, policji i innych organów ściganiaw w dzisiejszej Polsce. Co gorsza ta zaraza zainfekowała już w różnym stopniu następne pokolenie prawników.
Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci
Stalinowski ideolog z rękami uwalanymi krwią polskiego bohatera, stworzył program ideologiczno-wychowawczy dla sędziów i konsekwentnie ten program realizował przez ponad 3 dekady, najpierw w Duraczówce, później na Uniwersytecie Warszawskim i w Polskiej Akademii Nauk, gdzie wychował i ukształtował pokolenia sędziów. Inni nauczyciele o podobnych do Andrejewa życiorysach, kształtowali przyszłych prawników na wszystkich uczelniach w Polsce. Przy czym trzeba podkreślić, iż uwarunkowania polityczno – ideologiczne podczas tego kształtowania, definiowały diametralnie różnie takie wartości, jak: prawa człowieka, wolność, czy demokracja. A inne pojęcia, jak np niezawisłość sędziowska i niezależność sądów w ogóle nie funkcjonowały.
Stąd np. powszechne dzisiaj wśród wielu, a być może, nawet większości prawników przekonanie, iż niezawisłość sędziowska jest przywilejem sędziów, a nie gwarancją procesową, która ma chronić tego obywatela przed dyspozycyjnością sędziego, jego uległością wobec innych władz, przed korupcją sędziego i przed łamaniem przez sędziego Konstytucji i prawa.
Ta ciągłości stanu ducha, mentalności i moralności PRL-owskiej u dzisiejszych aktywnych zawodowo prawników jest ewidentna wszędzie. Spektakularnymi przykładami tego fenomenu są orzeczenia sądów właśnie w sprawach rozliczeń z niechlubną przeszłością.
SN pod przewodnictwem Piotra Hofmańskiego (obecnie Sędzia Międzynarodowego Trybunału Haskiego) przy udziale Jacka Sobczaka i Józefa Szewczyka zakwestionował zarzut kłamstwa lustracyjnego osoby, która odręcznie podpisała zobowiązanie do współpracy z SB, sama pisała mozolnie ręczne donosy i otrzymywała za nie wynagrodzenie. Tutaj SSN zinterpretowali nowatorsko ustawową definicję współpracy i „dorzucili” kryterium „przydatności informacji donosiciela dla SB, UB”. Na publiczne protesty mediów, posłów i senatorów rzecznik SN Sędzia Hofmański stwiedził, że niestety „bardzo cienka linia” dzieli interpretację prawa od jego stanowienia. Stąd „niesędziowie” nie mogą pojąć takich subtelności. Sędzia przewodniczący był również w składzie SN uniewinnijącym od kłamstwa lustracyjnego Tomasza Turowskiego.
Ten sam SN w siedmioosobowym składzie pod przewodnictwem I prezesa SN prof. Lecha Gardockiego wydał uchwałę negującą istnienie zbrodni sądowej. Sędziowie demokratycznego państwa prawa otwartym tekstem powiedzieli, iż zgadzają się z decyzją Zdzisława Bartnika, kolegi w SN, który bez podstawy prawnej skazał na 4 lata więzienia za rozrzucanie ulotek. Nie wyrazili zgody na pozbawienie Bartnika immunitetu i zapewnili mu bezkarność. W konsekwencji zakazali karalności każdej zbrodni sądowej popełnionej w PRL. Dodatkowo tę licencję na bezkarność uznanał SN za zasadę prawną – czyli nakazał stosowanie tej bezkarności innym sądom. To kolesiostwo i solidarność zawodowa przekroczyła wszelkie granice nawet dla ogłupionych grubą kreską! To zmusiło RPO śp. Janusza Kochanowskiego do wystąpienia do TK o uznanie tej uchwały za niekonstytucyjną. TK postawiony pod ścianą, po wahaniach „proceduralnych” - jednym głosem przegłosował niekonstytucyjność.
Pod przewodnictwem SSN W. Płóciennika (jeden z 7 sędziów podejmujących wyżej wspomnianą uchwałę) sędziowie R. Sądeja i J. Szewczyk wydali wyrok w uniewinniający skazanego wcześniej funkcjonariusza SB, podważając w tym wyroku kompetencje Sejmu do suwerennej decyzji o nowelizacji ustawy o IPN! SN stwierdził, iż przepis przedłużający okres przedawnienia zbrodni komunistycznych w tej noweli „nie stanowi samodzielnej podstawy normatywnej do ustalenia terminu karalności tych zbrodni”. Innymi słowy nowela uchwalona przez władzę ustawodawczą została unieważniona przez SN! W konsekwencji SN uwolnił od ewentualnej odpowiedzialności wszystkich funkcjonariuszy UB i SB, którzy stosowali przemoc, groźby, czy znęcali się fizycznie lub psychicznie nad „podopiecznymi”. Trójpodział władzy zagwarantowany Konstytucją to ładnie brzmiący pic dla mas, a nietykalni i nieusuwalni SSN de facto mogą olać Konstytucję i niestosowny wg ich arbitralnej i bezpodstawnej prawnie oceny przepis ustawy zwyczajnie zlikwidować.
Zdarzają się chlubne wyjątki, niestety nie mają szans z przytłaczającą większością. Kiedyś grupa młodych gniewnych w Stowarzyszeniu Sędziów Justitia przygotowała projekt uchwały oczyszczającej, która wnioskowala usunięcie z urzędu wszystkich sędziów, którzy w czasach komuny uwalali sobie ręce współpracując z SB i UB. Naiwniakom szybko utarto nosa, nie dopuszczając nawet do dyskusji nad projektem. Dzisiaj niemal nikt już nie pamięta o dyskretnie wepchniętym pod dywan projekcie oczyszczania grona „nietykalnych”.
Czy można mieć wątpliwości co potrzeby i co do zmarnowanej szansy dekomunizacji wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania po 1989r?
Wstręt do ustawy lustracyjnej, zdecydowanie mniej represyjnej, niż w innych byłych demoludach sędzia TK i były przewodniczący Komisji Konstytucyjnej prof. Marek Mazurkiewicz, porównał do ustaw norymberskich. I człowiek z taką mentalnością kształtował naszą rzeczywistość?
Kształcenie parwnika to nie tylko wyposażenie go w niezbędną wiedzę i umiejętności zawodowe, ale przede wszystkim kształtowanie mentalności, stanu umysłu tychże. I tak jest w każdym ustroju. Ustrój jak wiemy z autopsji można zmienić, ale stanu umysłu u osobników po ca 35-40 roku życia nie da się zmienić. Potrzeba dekomunizacji wynikała i dalej wynika - nie tylko z potrzeby sprawiedliwości, ukarania zbrodniarzy, rozliczenia przeszłości, zemsty czy potępienia – te są potrzebne jako symbole zmian dla umęczonego narodu, ale najważniejsza potrzeba, czy funkcja dekomunizacji to możliwość zbudowania państwa prawa na zdrowym, nowym fundamencie. A to jest kwestia być albo nie być.
Komentarze